Amator… ten to ma dobrze, nie musi „cisnąć” każdego dnia. Chociaż przyznam szczerze, mam lekki „dygocik”, na ile moje przerwy w trenowaniu odbijają się na moich wynikach później. Każdego roku o tej porze – czyli coś koło stycznia-lutego, moje statystyki wybiegań, wypływań i wyjeżdżeń (na trenażerze) drastycznie spadają. A…. bo żyć też trzeba i urlop ważna rzecz. Dlatego wsiadam w samochód i jadę tam gdzie na śnieg można zawsze liczyć – narciarstwo alpejskie to jest to co tygrysy zimą lubią najbardziej. Przyroda, zimno, zawrotne prędkości, wiatr we włosach, sople z nosa …
Ale już jestem, będę nadrabiać… i w treningach, i we wpisach.
24 lutego 2014
Rozważania